Piszę z kraju, w którym
oficjalnie blogowanie jest zakazane. W Chinach blogspot widnieje na liście
zablokowanych stron, podobnie Facebook, YouTube, Tweeter a nawet Dropbox. Jest
jednak sposób na obejście tegoż zakazu, a mianowicie VPN, czyli Virtual Private
Network, tzn. połączenia typu punkt - punkt przez sieć prywatną lub publiczną,
jaką jest np Internet.
Tak więc piszę z Pekinu, gdzie
będę pracować przez dwa miesiące jako ESOL* Tutor. Tak naprawdę może w ogóle
nie będę uczyć i wyjdą z tego płatne wakacje. Nie wiem ani ja, ani mój
manager.
- "Emi, jesteś tu dopiero
'kilka minut' i do tej pory nic nie wskóraliśmy, ja jestem trzeci tydzień i też
nic nie wskórałem. Welcome to my world."
Powtarza to dzień w dzień,
dodając, że miał rozmowę z jednym ze swoich współpracowników, że mamy
przygotować prezentację nt. uniwersytetu, który reprezentujemy, oraz IESOLu**;
że przyjdą chińscy nauczyciele angielskiego, ale kiedy, gdzie, o której? Tego
jeszcze nie wiemy, pewnie jednak ktoś zadzowni z informacją, że za godzinę mamy
być w wyznaczonym miejscu, zwarci i gotowi, aby dać SPEECH.
Zatem jednak coś robię,
dodałam swoje 5 groszy do prezentacji i mam świecić białą twarzą na domniemanej
prezentacji.
Jak się tu znalazłam?
Od jakiegoś czasu, ba, po
nieudanej rozmowie kwalifikacyjnej na pierwszy projekt w Chinach, dyrektorka
jednej ze szkół angielskiego zaproponowała mi bezpłatne praktyki. Co dwa
tygodnie jeździłam na odległy kraniec Londynu, gdzie obserwowałam innych
tutorów w akcji, brałam udział w egzaminach, dostarczałam plany lekcji i kiedy
zaistniała potrzeba, zastępowałam nieobecnych nauczycieli.
W
końcu na początku marca dyrektorka zaproponowała mi wyjazd na dwumiesięczny
projekt do Chin.
- "Emi, daj mi znać
jutro, please. Wyjazd 01/04/2014, będziesz w Pekinie uczyć angielskiego, na
razie tylko tyle mogę powiedzieć, sama nie wiem dokładnie co i jak. Daj
znać".
I tak to się potoczyło,
dostałam zgodę z mojej firmy na dwumiesięczny wyjazd, kilka dni później
pojechałam do wspomnianej szkoły angielskiego omówić szczegóły i wtedy wyszło,
że w sumie to może w ogóle nie będę miała studentów, że potrzebują mojej pomocy
z marketingiem całego przedwsiezięcia i że w sumie to będę pomagać rozkręcać
szkołę angielskiego.
Right....
Tak więc jestem tutaj,
reprezentuję jeden z londyńskich uniwersytetów, o którego istnieniu nie miałam
wcześniej pojęcia, ba, nawet nie przyjechałam tutaj jako część ich zespołu, a
jedynie jako tutorka (którą też notabene, JESZCZE, nie jestem) angielskiego z
zaprzyjaźnionej szkoły. Sytuacja jest absurdalna, absurdu dodaje fakt, że
jestem w nieokiełznanych (jeszcze) Chinach, gdzie faktycznie ni w ząb nikt nie
posługuje się angielskim.
*) English for Speakers of Other Languages
**)International English for Speakers of Other Languages
Czekam na więcej
ReplyDelete