Monday, 7 April 2014

Hello from Peking

Piszę z kraju, w którym oficjalnie blogowanie jest zakazane. W Chinach blogspot widnieje na liście zablokowanych stron, podobnie Facebook, YouTube, Tweeter a nawet Dropbox. Jest jednak sposób na obejście tegoż zakazu, a mianowicie VPN, czyli Virtual Private Network, tzn. połączenia typu punkt - punkt przez sieć prywatną lub publiczną, jaką jest np Internet. 

Tak więc piszę z Pekinu, gdzie będę pracować przez dwa miesiące jako ESOL* Tutor. Tak naprawdę może w ogóle nie będę uczyć i wyjdą z tego płatne wakacje. Nie wiem ani ja, ani mój manager. 

- "Emi, jesteś tu dopiero 'kilka minut' i do tej pory nic nie wskóraliśmy, ja jestem trzeci tydzień i też nic nie wskórałem. Welcome to my world." 

Powtarza to dzień w dzień, dodając, że miał rozmowę z jednym ze swoich współpracowników, że mamy przygotować prezentację nt. uniwersytetu, który reprezentujemy, oraz IESOLu**; że przyjdą chińscy nauczyciele angielskiego, ale kiedy, gdzie, o której? Tego jeszcze nie wiemy, pewnie jednak ktoś zadzowni z informacją, że za godzinę mamy być w wyznaczonym miejscu, zwarci i gotowi, aby dać SPEECH. 
Zatem jednak coś robię, dodałam swoje 5 groszy do prezentacji i mam świecić białą twarzą na domniemanej prezentacji. 

Jak się tu znalazłam? 

Od jakiegoś czasu, ba, po nieudanej rozmowie kwalifikacyjnej na pierwszy projekt w Chinach, dyrektorka jednej ze szkół angielskiego zaproponowała mi bezpłatne praktyki. Co dwa tygodnie jeździłam na odległy kraniec Londynu, gdzie obserwowałam innych tutorów w akcji, brałam udział w egzaminach, dostarczałam plany lekcji i kiedy zaistniała potrzeba, zastępowałam nieobecnych nauczycieli. W końcu na początku marca dyrektorka zaproponowała mi wyjazd na dwumiesięczny projekt do Chin. 

- "Emi, daj mi znać jutro, please. Wyjazd 01/04/2014, będziesz w Pekinie uczyć angielskiego, na razie tylko tyle mogę powiedzieć, sama nie wiem dokładnie co i jak. Daj znać".

I tak to się potoczyło, dostałam zgodę z mojej firmy na dwumiesięczny wyjazd, kilka dni później pojechałam do wspomnianej szkoły angielskiego omówić szczegóły i wtedy wyszło, że w sumie to może w ogóle nie będę miała studentów, że potrzebują mojej pomocy z marketingiem całego przedwsiezięcia i że w sumie to będę pomagać rozkręcać szkołę angielskiego.

Right....

Tak więc jestem tutaj, reprezentuję jeden z londyńskich uniwersytetów, o którego istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia, ba, nawet nie przyjechałam tutaj jako część ich zespołu, a jedynie jako tutorka (którą też notabene, JESZCZE, nie jestem) angielskiego z zaprzyjaźnionej szkoły. Sytuacja jest absurdalna, absurdu dodaje fakt, że jestem w nieokiełznanych (jeszcze) Chinach, gdzie faktycznie ni w ząb nikt nie posługuje się angielskim. 

Tyle tytułem wstępu. W miarę upływu dni będę dodawać opisy przyrody miejskiej, ciekawostki, absurdy mojej pracy tutaj i pewnie zdjęcia z crapberry, dopóki nie zakupię aparatu cyfrowego na jednym z pekińskich marketów elektro.


*) English for Speakers of Other Languages
**)International English for Speakers of Other Languages

1 comment: