W Hąg Kągu (panie Gadzinowski, piątka za to!) mają nie tylko urząd
anty-korupcyjny, ale też jeden z najbardziej fascynujących na świecie planów
zagospodarowania przestrzennego, który wymusił budowanie blokowców 40+ - piętrowych.
Wieżowce wąskie niczym sekwoje pną się do góry pomiędzy dziesiątkami zielonych
pagórków i podobnych im blokowisk wystrzelujących do góry z tą samą mocą. A to
tylko suburbia, zaś im bliżej Kowloonu, tym robi się gęściej, ciaśniej, więcej
ludzi przemieszcza się w gąszczu miejskiego labiryntu.
Hong Kong jest intensywny i zarazem zrelaksowany. Rozpostarty na kilku
wyspach umożliwia hiking górski, miejski, plażowy i oczywiście kulinarny, który
zwie się dim sum, gdzie jedzenie przygotowywane jest na parze w bambusowych
naczyniach.
Zakochałam się.
Wiedziałam to przed wyjazdem, że oto jadę do urban mekki, która mnie
pochłonie i totalnie zauroczy. Oglądając filmy Wong Kar Wai'a ("Chunking
Express" czy "Fallen Angels") masz szansę podglądu tego magicznego
świata pełnego neonów, gwaru i mieszanki narodowości. Dzięki mojemu
przewodnikowi, miałam szansę ugrząznąć w Chunking Mansions (pierwsze sceny z „Chunking
Express”), podziwiać najstarsze osiedla miejskie czy najwyższy budynek
mieszkalny The Arch. Chunking Mansions to w ogóle inny świat, zaledwie kilka
stopni po schodach w górę i czujesz się jak w Bombaju: stragany z indyjskim
merczem, elektronika, dużo wąsiastych Hindusów w turbanach i dużo ciemnych,
brudnawych zaułków.
Przewodnik wziął mnie również na najdłuższy naziemny eskalator na świecie,
który przecina wyspę Hong Kong i daje szansę na podgląd życia z góry, a jest na
co patrzeć, bo pod eskalatorem tętni życiem rozrywkowa dzielnica Soho. Z kolei
mój couch surfer mieszkał na jednym z gęsto zabudowanych osiedli i dzięki niemu
miałam okazję poczuć jak się mieszka na tak małej przestrzeni, kiedy Twój
sąsiad zza ściany niema oddycha Ci do ucha...
Zresztą, zobaczcie sami:
No comments:
Post a Comment